niedziela, 28 października 2012

Afraid to move on. cz.28

W pierwszej chwili nie mogłam wydusić z siebie słowa. Stałam i wpatrywałam się w niego. Później rzuciłam się mu na szyję, doszczętnie niszcząc bukiet, który trzymał w dłoni. Wzruszył ramionami i mnie pocałował. Nie wiem skąd wokół nas zaroiło się od fotografów i fanek One Direction. Nie przejęliśmy się tym i weszliśmy do budynku, zostawiając wszystkich zainteresowanych na zewnątrz. Nadal myślałam, że śnię. Po co miałby tu przyjeżdżać? Darcy, po prostu za nim tęsknisz i wszystko to sobie wyobraziłaś. Nie, on tutaj na prawdę jest. Przecież siedzimy na moim łóżku. Przytula mnie. To nie może być sen. On jest prawdziwy.
- Boże... Nie wiesz jak mi Cię brakowało... - oznajmiłam, a Louis wpił się w moje usta, namiętnie całując. Odebrałam to jako "mnie Ciebie także".
W tym samym czasie do pokoju wpadły rozbawione Sarah i jasnowłosa Catie. Gdy brunetka zobaczyła mnie i Lou, zamarła. Wpatrywała się w mojego chłopaka, jakby zobaczyła ducha.
- Czy...czy on? On na...naprawdę tutaj jest? - głośno przełknęła ślinę.
- Yhhym - mruknęłam i znów go pocałowałam.
- On siedzi teraz tu...a ty...Ty go pocałowałaś...tak?
- Dokładnie tak. Ty jesteś Sarah, jeśli dobrze pamiętam? - powiedział mój ukochany. - Cześć jestem....
- Wiem kim jesteś... Jesteś... NIM... A ja z tobą rozmawiam - jąkała się, po czym oznajmiła, ogarniętym już głosem. - Nie no w to kurde nie uwierzę.
- W co nie chcesz uwierzyć? - spytałam. Zachciało mi się śmiać. Sarah wyglądała uroczo, gdy się denerwowała.
- W to, że ON tu jest i w to, że ty jesteś jego dziewczyną. Po prostu... To zwykły zbieg okoliczności. Poznałaś przypadkowego chłopaka, który jest do złudzenia podobny do Lou. I tyle - oznajmiła i usiadła na przeciwko nas.
- Mogę Ci to udowodnić - stwierdził Louis. - W sensie, że ja to ja.
- Niby jak?
- Poczekaj chwilę - wstał i otworzył okno. Wychylił się przez nie i krzyknął: - Cześć dziewczyny!
Na reakcję jego wielbicielek nie musieliśmy czekać zbyt długo. Zaczęły piszczeć i krzyczeć. Zamknął okno.
- Wierzysz mi? - spytał.
- Chciałabym, ale jakoś nie mogę...
- Co mam jeszcze zrobić?
- Zadzwoń do któregoś z chłopców. Niech potwierdzą, że jesteś oryginałem.
- Oryginałem? Hmm, spoko - uśmiechnął się do mnie. - Może być Harry?
- Jak najbardziej.

___________________________________
Na początku PRZEPRASZAM. Wiem, że was zawiodłam, ale cóż...Brak weny twórczej, a co ważniejsze, brak czasu na pisanie . ;c
Postaram się to jakoś nadrobić. Mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzicie. ; **

Patusia.

piątek, 12 października 2012

Afraid to move on. cz.27

#oczami Louisa#
Jesteśmy na lotnisku. Po raz drugi w przeciągu tygodnia. Trzęsą mi się ręce. Dlaczego? Żegnam się z Hazzą. Będzie mi  brakować tej jego kręconej czupryny. Idę na odprawę. Harry trzymaj za mnie kciuki.
*
Samolot. Miejsce B-21. Pod oknem. Wyciągam telefon i podłączam do niego słuchawki. Włączam muzykę. Muszę się jakoś odstresować, chociaż wątpię, że mi się to uda...
*
Nowy Jork. Nie przyjechałem tutaj po raz pierwszy. Trasa. Byłem tutaj podczas trasy koncertowej.  Tej pieprzonej trasy, która zniszczyła mój związek z Eleanor. Nie, nie chcę do tego wracać.
Łapię taksówkę. Jadę do hotelu.
*
Pokój hotelowy. Nie jest zbyt duży. Z resztą, po co mi większy? Przecież nie będę tutaj zbyt długo. Biorę telefon. Wybieram numer Darcy. Sygnały zdają mi się dłużyć w nieskończoność. Odebrała.
- Louis? Czemu dzwonisz tak wcześnie? - spytała
- Mam pytanie. O której będziesz miała chwilę wolnego czasu?
- Po południu... Powiesz mi o co chodzi?
- Nie. Muszę kończyć. Pa. Kocham Cię - rozłączyłem się.
Możliwe, że będzie na mnie zła, ale cóż... Nie obchodziło mnie to.

Wyszedłem z hotelu. O dziwo, żadna z naszych wielbicielek nie rzuciła mi się na szyję z wyznaniami miłosnymi, jak zwykły to robić dziewczyny w Londynie. Dziwiło mnie też to, że żadne pismo czy serwisy plotkarskie nie pisały jeszcze o mnie i Darcy. Od czasu, gdy rozstałem się z Eleanor w ogóle przestano się interesować naszymi związkami. Może to i lepiej, w końcu mieliśmy trochę prywatności.
Idę do kwiaciarni i kupuję duży bukiet, złożony z kilku rodzajów kwiatów. Mimo, że powiedziała, że czas będzie miała dopiero po południu to od razu poszedłem pod jej akademik. Zadzwoniłem do niej po raz kolejny.
- Louis, ja mam zamiar spać...
- Masz problem, wyjdź na dwór.
- Ale po co...?
- Wyjdź i nie dyskutuj - przerwałem połączenie.
Miałem gdzieś co teraz myśli. Zapewne była zła, że ją obudziłem. Miałem nadzieję, że moja "odwiedziny" ją uszczęśliwią.


#oczami Darcy#
Ten człowiek jest nienormalny. Co on sobie wyobraża? Że co? Że jak nazywa się Louis Tomlinson to może wszystko? Jeśli tak to grubo się myli. Miałam ochotę znów się położyć, ale był tak podekscytowany, że nie mogłam odmówić. Dziesięć minut później wyszłam przed akademik z przeświadczeniem, że będzie tam na mnie czekać jakiś prezent. I czekał. Mój Louis, we własnej osobie...

________________________________________________
No więc... Niedługo pojawi sie tutaj pewnie link, do NOWEGO bloga. Ale spokojnie, tutaj też będę dodawać.
I tego... To opowiadanie będzie się chyba ciągnąć w nieskończoność. NIE MAM POMYSŁU CO MA BYĆ  DALEJ. Natchnijcie mnie! Błagam! Może jakaś muzyka mi pomoże...
Dodaję wcześniej, bo mam chwilę czasu, a na te 2 komentarze czekałabym w nieskończoność. xD

Patusia.

NASTĘPNY = 5 KOMENTARZY

niedziela, 7 października 2012

Afraid to move on. cz.26

#oczami Louisa#
Jestem spakowany i gotowy do wyjazdu. Harry próbował mnie namówić, abym został. Nie udało mu się. Samolot mam jutro rano. Mam nadzieję, że Darcy nie będzie na mnie zła. Stęskniłem się za nią, a to przecież nic złego.
Chwilę temu wróciłem od Zayna i Nialla. Wcześniej byłem u Danielle i Liama. Myślałem, że nikt nie wie o naszym "planie"... Tymczasem Dan cały czas powtarzał mi, że mam dać sobie spokój, bo niedługo zobaczę się z Darcy...

*następny dzień*
O 8 mam samolot. Boże, nie wyrobię się. Wydaje mi się, że mam do załatwienia tyle różnych spraw.... Cicho. Lou, uspokój się. Kurde, jak mam się uspokoić? Już gadam do siebie. Świrujesz człowieku.

#oczami Harrego#
Jest godzina...nie chce mi się sprawdzać, bynajmniej jest wcześnie... Lou wyrwał mnie z mojego, jakże pięknego snu, swoim donośnym wrzaskiem.
- Gdzie w tym domu są kurde jakieś ścierki?!
Próbowałem ponownie zasnąć, ale on zaczął przewalać w szafkach, powodując tym samym, że garnki zaczęły o siebie stukać. Czego on szukał w szafce z garnkami? Niechętnie poczłapałem do kuchni, łapiąc po drodze jakieś spodnie. Gdy wszedłem do pomieszczenia i oparłem się o drzwi. Spojrzałem na zegarek. 5:48... Zabije go - pomyślałem, po czym przeciągle ziewnąłem.
- Lou, wiesz jak bardzo Cię lubię - spojrzał na mnie zdziwiony. - Jeszcze raz odwalisz coś takiego i będziesz się musiał wynieść do któregoś chłopaków.
- Zabawny jesteś - zaśmiał się. - Nie widziałeś jakiegoś mopa albo czegoś, czym mógłbym wytrzeć to? - wskazał na kałużę soku pomarańczowego, która rozlała się na wszystkie strony naszej dość dużej kuchni. Okręciłem się w prawą stronę i kilka razy uderzyłem głową o framugę.
Podszedłem do zlewu. Otworzyłem szafkę, znajdującą się pod nim i wyciągnąłem dużą ścierkę. Rzuciłem ją Tomlinsonowi, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Moja mama. Nie pytaj - oznajmiłem.
Postanowiłem wrócić do łóżka i kontynuować moją drzemkę. Nazwałem to w ten sposób, bo nie pochłonąłby mnie już głęboki sen. Gdy wspinałem się po schodach, dobiegł mnie głos Louisa:
- Haz, zawieziesz mnie na lotnisko? - spytał, prawie, że błagalnym głosem.
- Pewnie - powiedziałem. - O której?
- Za godzinę.
- Spoko - stwierdziłem, zamykając oczy ze zmęczenia. - Daj mi...chwilę.

Wróciłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Głośno ziewnąłem i zabrałem się do szukania odpowiednich ubrań - później, po raz kolejny w tym tygodniu, miałem zamiar odwiedzić Veronicę. Moja, chyba, dziewczyna mieszkała na drugim końcu miasta. Poznaliśmy się podczas domówki u Zayna. Kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz od razu poczułem stado motyli w brzuchu. Dosłownie, zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Na szczęście ze wzajemnością. Mimo, że jeszcze się nie określiliśmy co do statusu naszego "związku" to dobrze wiedziałem, co Nicky do mnie czuje.
Ubrałem się i pospiesznie zszedłem na dół, w celu skonsumowania jakiegokolwiek posiłku. Po rozlanym soku w kuchni nie było już śladu, a Louis siedział w salonie, oglądając poranne wiadomości. Uszykowałem sobie kanapki i poszedłem do pokoju, w którym znajdował się mój przyjaciel. Wziąłem łyka jego kawy, po czym zjadłem to, co sobie przyszykowałem. Lou spojrzał na mnie. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi zielono-niebieskimi oczyskami . Problemy, które teraz kumulowały się w jego głowie, były niezliczone. Denerwował się. Nie można było tego nie zauważyć.

_________________________________________________
Kochane Directioners!
Zastanawiam się nad założeniem nowego bloga. Pisałabym tam opowiadanie, jakiś bromace. Co wy na to? Jest sens? Czytałybyście?

NASTĘPNY=10 KOMENTARZY

Patusia.