poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Change My Mind: Part 10.

Następny dzień.
Wpadłem do mieszkania mojej kuzynki i (t.i) jak oszalały. Nawet nie zadzwoniłem dzwonkiem. Po prostu chciałem się z nią jak najszybciej przywitać. Porozmawiać. O tym, co było kiedyś oraz o tym, co może się zdarzyć. Chciałem ją przytulić, pocałować...tak jak dawniej.
- Niall...? - Lottie była zaskoczona, nie uprzedziłem jej o mojej wizycie. Stała w kuchni z rękoma zamoczonymi w zlewie napełnionym wodą. Wzięła ręcznik i wytarła dłonie, opierając się o kuchenną wyspę. - Co ty tu robisz? - dokończyła, wpatrując się we mnie. Doskonale wiesz, Lott... - Z resztą... Po co pytam? - westchnęła, odpowiadając sobie sama. - Siedzi na górze. Chyba wiesz gdzie, prawda? - nie usłyszała odpowiedzi, bo biegiem rzuciłem się ku schodom. Wbiegłem po nich, omijając co trzeci stopień. Chwilę później znalazłem się pod pokojem zajmowanym przez (t.i). Półtora roku - powtórzyłem sobie. - Nie napalaj się tak, może już kogoś ma... - ostrzegłem się w myślach.
Delikatnie zapukałem do drzwi. Usłyszałem ciche - proszę. Ostrożnie nacisnąłem klamkę, jakby bojąc się, że zaraz się obudzę i to wszystko zniknie, okazując się tylko pięknym snem.
(T.i) odwróciła głowę i obdarzyła mnie szczerym uśmiechem. Wstała z krzesła, na którym siedziała i podeszła do mnie. Po za tym, że trochę urosły jej włosy, nic się nie zmieniła. Staliśmy w ciszy, wpatrując się w siebie. Tak bardzo tęskniłem... Po chwili (t.i) przytuliła mnie, kładąc głowę na moim ramieniu. Objąłem ją i pozwoliłem sobie zatracić się w marzeniach.
- Przepraszam - szepnęła.
- To ja powinienem cię przepraszać, przecież nalegałem.
- Ale to ja cię zostawiłam... A wszystko, co mówiła Lottie było prawdą - odsunęła się ode mnie, żeby móc spojrzeć w moje błękitne oczy. - Tylko nie wyobrażałam sobie tego, że moglibyśmy być razem...
- A teraz...? Myślisz, że moglibyśmy spróbować...? - spytałem cicho, bo bałem się, że zabrzmi to tak jak wcześniej - zbyt nachalnie.
Oczy (t.i) zaszkliły się, a zamiast opowiedzieć wpiła się w moje usta, obdarzając najsłodszym pocałunkiem na świecie. Dała mi do zrozumienia, że odpowiedź jest twierdząca.
- but baby if you say, you want my to stay... stay for the night... - zanuciłem, gdy się od siebie odkleiliśmy.
- I'll change my mind - dokończyła (t.i) i przygryzła moją dolną wargę, po czym znów mnie pocałowała...

2 lata później...
- Louis, mieliśmy kupić obrączki, a nie chodzić po sklepach i szukać jakichś badziewnych koszulek... - jęknąłem, po raz kolejny spoglądając na zegarek. Dochodziła 15, a o 16:30 byłem umówiony z (t.i) na przymiarkę garnituru. Nigdy nie sądziłem, że będzie tyle zachodu z organizacją ślubu...
- To nie są jakieś koszulki. To są koszulki, na których podpisali się członkowie ulubionego zespołu Hazzy! Musze je zdobyć, Niall! Muszę! - wrzasnął podekscytowany Boo Bear. No tak... Ulubiony zespół Harry'ego. Zrozumiałem, że chciał mu je kupić na urodziny, które miał za kilka dni. Był taki zadowolony z tego pomysłu... Mogłem się założyć, że bez skrupułów wyrwałby je małemu dziecku, byle tylko je zdobyć i sprawić, że Harry będzie szczęśliwy. Dla swojego chłopaka zrobiłby absolutnie wszystko. Owszem, byli razem. W urodziny Stylesa miała wypadać ich rocznica. Podwójny prezent? Sprytne... - pomyślałem i uśmiechnąłem się pod nosem. Zbyt dobrze znałem Louisa, żebym mógł stwierdzić to tylko rzecz materialna. Doskonale wiedziałem, że przygotuje dla Harry'ego coś specjalnego; coś czego Lokaty nigdy nie zapomni. Zastanawiało mnie jedno - dlaczego są razem rok, skoro mieli się ku sobie od początku powstania zespołu? Nie chciałem się wtrącać, to były ich prywatne sprawy. - Idziesz, Niall? - spytał Louis, a ja zauważyłem, że stoję na środku centrum handlowego, popychany przez przypadkowych ludzi. Zarumieniłem się i podbiegłem do mojego przyjaciela. Złapał mnie za rękaw i pociągnął w stronę sklepu, w którym miał kupić koszulkę dla Hazzy.
Rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu, nigdzie nie widząc poszukiwanych T-shirtów.
- Przepraszam bardzo - zaczął Louis, podchodząc do napotkanego pracownika sklepu - czy dostanę może jeszcze koszulki z podpisami chłopaków z Coldplay?
- Proszę spytać o nie przy kasie.
Szatyn rzucił ciche: dziękuję i pobiegł do kasy. - Dzień dobry, czy są jeszcze te koszulki z podpisami? - spytał szybko.
- Zdążył pan - oznajmiła sprzedawczyni z szerokim uśmiechem na twarzy; wydawała się całkiem miłą osobą. - Zostały nam ostatnie dwie.
- Poproszę obie! - powiedział szczęśliwy Lou i odwrócił się do mnie, podnosząc kciuki do góry, obdarzając mnie pełnym zadowolenia uśmiechem.
- Zapakować? - spytała dziewczyna stojąca za ladą. Louis skinął głową i podał jej pieniądze. Odebrał siatkę z zapakowanymi ubraniami i ruszył w moją stronę. Gdy już do mnie podszedł, objąłem go ramieniem.
Wszyscy klienci sklepu spojrzeli na nas, jakbyśmy się tam co najmniej obściskiwali. Zaśmiałem się cicho. - Zadowolony? - Louis tylko się uśmiechnął. - Skoro tak... To teraz idziemy po obrączki. (t.i) mnie zabije, jeśli ich nie kupimy - stwierdziłem.

Godzinę później...
- A te? - spytałem po raz kolejny przyjaciela, tym razem wskazując na srebrne obrączki. Wzruszył ramionami i ruszył w stronę gabloty z naszyjnikami.
- Patrz! Jak myślisz, podobałby się Harry'emu? - pokazał palcem wskazującym na wisiorek, który można było podzielić na dwie połowy. - Czy można na nim coś wygrawerować? - zwrócił się do sprzedawczyni.
- Chodzi o dedykację? Oczywiście, ale będzie trzeba dopłacić - stwierdziła kobieta w średnim wieku.
- Cena nie gra roli - oznajmił Lou i spojrzał na mnie. - Wybrałeś już jakieś?
- Myślałem, że mi pomożesz... - powiedziałem i przeczesałem palcami swoje włosy. Tommo objął mnie ramieniem i oznajmił: - Mogę się założyć, że jakich obrączek byś nie wybrał (t.i) i tak będą się podobać. Przecież nie chodzi o nie, ale o całą ideę ślubu...
- Co mamy na nim napisać? - przerwała mu sprzedawczyni, trzymając w dłoni notes i długopis. Louis otrząsnął się.
- Aa... Tak. Czy mógłbym sam pani to zapisać? Nie chciałbym, żeby mój przyjaciel usłyszał... - Louis przecież mu nie powiem... - pomyślałem, ale nie nalegałem. Skoro to miała być niespodzianka, to miała nią pozostać do końca. - Proszę - oddał kobiecie długopis i odwrócił w jej stronę notes. Uśmiechnęła się do niego. - Kiedy będę mógł go odebrać? - ustalił z nią godzinę odbioru naszyjnika i znów skierował swój wzrok w moją stronę. - Więc...? Które bierzemy? - wskazałem na złote pierścionki, na których można było również coś napisać.
Po ustaleniu wszystkich formalności, takich jak rozmiary obrączek i godziny odbioru, wyszliśmy z Tomlinsonem od jubilera i skierowaliśmy się w stronę miejsca parkingowego, gdzie mój przyjaciel zostawił samochód. Pośpieszałem go, bo nie chciałem się spóźnić na spotkanie z (t.i). Zostało nam nie całe 20 minut. Nie wierzyłem w to, że zdążymy przejechać pół Londynu o tej godzinie. Nie zdążymy... - pomyślałem.
- Louis, szybciej! - powiedziałem.
- Szybciej nie mogę. Chyba, że chcesz, żeby mnie zatrzymali i wlepili mandat. Wtedy spóźnisz się jeszcze bardziej. Napisz do (t.i) i powiedz, że troche sie spóźnisz...

45 minut później...
- Niall! Dłużej się nie dało? - spytała (t.i), gdy tylko wszedłem z Lou do sklepu.
- Przepraszam, skarbie - przytuliłem ją i delikatnie pocałowałem. - Korki...
- Dobra, już nie przepraszaj. Masz - podała mi wieszak, na którym wisiał czarny garnitur - idź przymierz.
Posłusznie poszedłem w stronę przebieralni. - Oh, Niall...? - odwróciłem głowę. - Kocham Cię - usłyszałem i uśmiechnąłem się. Tak, ona będzie idealną żoną.

_______________________________________

Hej Kochani. <3
Przepraszam, że tak długo. Nad tym rozdziałem siedziałam trzy dni (taki jakiś długi wyszedł o.O), a i tak wydaje mi się nieciekawy. W następnym planuję zakończyć to opowiadanie.


U was również padał/pada śnieg? -.- Za taką wiosnę to ja serdecznie dziękuję.... ;d
PRZECZYTAŁEŚ = SKOMENTUJ bo post widzi ok.40 osób, a skomentują dwie... ;/



Patusia. xx

4 komentarze: