piątek, 12 października 2012

Afraid to move on. cz.27

#oczami Louisa#
Jesteśmy na lotnisku. Po raz drugi w przeciągu tygodnia. Trzęsą mi się ręce. Dlaczego? Żegnam się z Hazzą. Będzie mi  brakować tej jego kręconej czupryny. Idę na odprawę. Harry trzymaj za mnie kciuki.
*
Samolot. Miejsce B-21. Pod oknem. Wyciągam telefon i podłączam do niego słuchawki. Włączam muzykę. Muszę się jakoś odstresować, chociaż wątpię, że mi się to uda...
*
Nowy Jork. Nie przyjechałem tutaj po raz pierwszy. Trasa. Byłem tutaj podczas trasy koncertowej.  Tej pieprzonej trasy, która zniszczyła mój związek z Eleanor. Nie, nie chcę do tego wracać.
Łapię taksówkę. Jadę do hotelu.
*
Pokój hotelowy. Nie jest zbyt duży. Z resztą, po co mi większy? Przecież nie będę tutaj zbyt długo. Biorę telefon. Wybieram numer Darcy. Sygnały zdają mi się dłużyć w nieskończoność. Odebrała.
- Louis? Czemu dzwonisz tak wcześnie? - spytała
- Mam pytanie. O której będziesz miała chwilę wolnego czasu?
- Po południu... Powiesz mi o co chodzi?
- Nie. Muszę kończyć. Pa. Kocham Cię - rozłączyłem się.
Możliwe, że będzie na mnie zła, ale cóż... Nie obchodziło mnie to.

Wyszedłem z hotelu. O dziwo, żadna z naszych wielbicielek nie rzuciła mi się na szyję z wyznaniami miłosnymi, jak zwykły to robić dziewczyny w Londynie. Dziwiło mnie też to, że żadne pismo czy serwisy plotkarskie nie pisały jeszcze o mnie i Darcy. Od czasu, gdy rozstałem się z Eleanor w ogóle przestano się interesować naszymi związkami. Może to i lepiej, w końcu mieliśmy trochę prywatności.
Idę do kwiaciarni i kupuję duży bukiet, złożony z kilku rodzajów kwiatów. Mimo, że powiedziała, że czas będzie miała dopiero po południu to od razu poszedłem pod jej akademik. Zadzwoniłem do niej po raz kolejny.
- Louis, ja mam zamiar spać...
- Masz problem, wyjdź na dwór.
- Ale po co...?
- Wyjdź i nie dyskutuj - przerwałem połączenie.
Miałem gdzieś co teraz myśli. Zapewne była zła, że ją obudziłem. Miałem nadzieję, że moja "odwiedziny" ją uszczęśliwią.


#oczami Darcy#
Ten człowiek jest nienormalny. Co on sobie wyobraża? Że co? Że jak nazywa się Louis Tomlinson to może wszystko? Jeśli tak to grubo się myli. Miałam ochotę znów się położyć, ale był tak podekscytowany, że nie mogłam odmówić. Dziesięć minut później wyszłam przed akademik z przeświadczeniem, że będzie tam na mnie czekać jakiś prezent. I czekał. Mój Louis, we własnej osobie...

________________________________________________
No więc... Niedługo pojawi sie tutaj pewnie link, do NOWEGO bloga. Ale spokojnie, tutaj też będę dodawać.
I tego... To opowiadanie będzie się chyba ciągnąć w nieskończoność. NIE MAM POMYSŁU CO MA BYĆ  DALEJ. Natchnijcie mnie! Błagam! Może jakaś muzyka mi pomoże...
Dodaję wcześniej, bo mam chwilę czasu, a na te 2 komentarze czekałabym w nieskończoność. xD

Patusia.

NASTĘPNY = 5 KOMENTARZY

5 komentarzy:

  1. xoxoxoxo
    pisz daaaalej. ; pp

    jakiś wypadek niech się stanie ! Abrakadabraaa ... .
    Albo morderstwo . ; oo . *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz dalleej .! ; pp
    Nw ..to samo co do góry ,albo niech wróci do tego Jake ,; pp
    Jesteś zdolna wymyślisz cośś . ; ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne pisz jak najwięcej

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodaaj jeszcze . Jest świetne ♥

    OdpowiedzUsuń