środa, 16 stycznia 2013

Love always win. cz. 2

*Louis*
Zawiozłem mojego chłopaka do domu. Ugh... nie mogę myśleć o tym, że już niedługo mogę mieć "dziewczynę". Nie chcę tego, ale muszę. Mimo że postanowiłem sobie, że go nie oszukam, że go nie zostawię, że ZAWSZE będziemy razem. Mimo wszystko musiałem. Musiałem się poddać. Musiałem stracić to wszystko, aby zyskać więcej. Musiałem stracić jego, aby na nowo się w nim zakochać. Musieliśmy zacząć od nowa. Ta sytuacja jakoś specjalnie nie wpłynęłaby na nasze relacje - tak to sobie tłumaczyłem. Wiedziałem, że przed tym co zamierzam zrobić nie ma odwrotu. Nie mogę się wycofać. Muszę się zgodzić. Muszę podpisać tę cholerną umowę. Muszę być z Eleanor, aby wytwórnia była zadowolona...
Hazz poszedł do swojej sypialni. Odprowadziłem go wzrokiem, po czym sam udałem się z powrotem do auta. Siedziałem w nim i zastanawiałem się czy dobrze robię. Oczywiście, że nie. Zranię wszystkich dookoła byle tylko obronić własny tyłek. Nie rozumiem samego siebie. Niby zrobiłbym dla Harrego wszystko, ale teraz chcę chronić siebie. Nie. Nie siebie. NAS. Tylko...czy jesteśmy jeszcze razem? Nie mam pojęcia...
20 minut później podjechałem pod budynek, w którym mieściło się biuro Simona. Znów dręczyło mnie to cholerne poczucie winy. Od kilkunastu godzin sumienie nie chciało dać mi spokoju. Przypomniałem sobie scenę jaką urządziłem Haremu. Jak zarzuciłem mu, że chce wszystko zepsuć. Louis, teraz ty chcesz wszystko rozjebać. Nie, nie chcę. Tak chcesz. Dobrze o tym wiesz. Biłem się z myślami. Nie wiedziałem co zrobić. W końcu wysiadłem z samochodu i pełen obaw ruszyłem w stronę wejścia do budynku...

*Harry*
Kiedy wróciłem na dół Louiego nie było. Dzwoniłem do niego, jednak nie odbierał. Bałem się, że się obraził czy coś... Później pomyślałem, że pojechał kupić coś do jedzenia. Żyłem nieświadomie z tą myślą przez kolejne pół godziny. Dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego, że Lou nie pojechałby nigdzie beze mnie. Nigdzie oprócz jednego miejsca. Szybko wziąłem kurtkę i kluczyki od drugiego samochodu. Kiedy wpadłem do biura Simona było już za późno. Mój Louis zdążył zdradzić moje uczucia. Zdążył podpisać umowę, która przekreślała wszystko. Przekreślała jego. A przede wszystkim - przekreślała nas...

- NIENAWIDZĘ CIĘ! - wykrzyczałem mojemu przyjacielowi w twarz, po czym z płaczem wybiegłem z pomieszczenia. Wsiadłem do auta i odjechałem. Nie wiem jakim sposobem znalazłem się pod domem Liama. Siedziałem w samochodzie jeszcze kilkanaście minut. Zastanawiałem się co będzie dalej. Nie było w ogóle mowy o tym, żebym tam wrócił. Nie było mowy o tym, że zamieszkam z kimś kto mnie zranił.
- Liam... Rozumiesz? Ten idiota się zgodził. Zgodził się mnie zostawić - mówiłem, zapłakując Tatusiowi poduszkę. - Po raz kolejny zostałem odrzucony.... Najpierw tata, teraz on. Nienawidzę go. Jest skończonym dupkiem! Nie chcę go znać...
- Harry... A może z nim na spokojnie porozmawiasz? Wyjaśnicie sobie wszystko? Spytasz dlaczego tak postąpił? Może miał w tym jakiś cel? Może zrobił to dla was? - spytał Daddy, a jego ostatnie pytanie utkwiło mi w głowie. Może faktycznie zrobił to dla nas? Może wymyślił to, aby było nam lepiej? Może stwierdził, że będzie nam łatwiej, kiedy będziemy się ukrywać. Nie, to będzie trudniejsze, ale może będziemy mieli więcej prywatności? Może wtedy będziemy mogli być razem?
- A co jeśli on nigdy mnie nie kochał? - dodałem, a Liam spojrzał na mnie, jakby zaraz miał mnie zamordować.
- Nawet. Tak. Nie. Mów. - powiedział, po czym na chwilę się zamyślił. - Miałem to zatrzymać dla siebie, ale teraz nie widzę innego wyjścia...
- O co chodzi? - spytałem przerażony, jakbym miał usłyszeć jakąś okrutną prawdę o moim "chłopaku".
- Wczoraj, zanim pojechaliście do Simona, Louis przyszedł do mnie i spytał czy dobrze zrobi, jeśli się zgodzi....
- On o wszystkim wiedział? Wiedział, że Simon chce, aby był z tą dziewczyną? - Liam pokiwał tylko głową, na znak, że to prawda. - Czyli on naprawdę mnie oszukał.... - znów zacząłem płakać.
- Czekaj...to jeszcze nie koniec. Poradziłem mu, żeby tego nie robił. Wiedziałem, że będzie Ci ciężko. Sam nie chciał cię skrzywdzić. Ale jak widać teraz mu coś odwaliło i zmienił zdanie - mówił szybko. Z trudnością wyłapałem niektóre słowa z jego błyskawicznej wypowiedzi. - Haz, nie możecie tego zakończyć. Nie tylko wy na tym ucierpicie. My też. Zespół bez Larrego to już nie będzie to samo One Direction, wiesz? - stwierdził i trochę sztucznie się uśmiechnął. Było mu przykro. Tak samo jak mi - Chodź tu - powiedział, a potem przytulił mnie tak jak tylko on potrafił. Pomógł mi. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo. Sprawił, że miałem ochotę zawalczyć. Dla zespołu. Dla nas - dla Louisa i dla mnie samego.

_______________________________________
Making a comeback! <3
Przepraszam, że nie było mnie tu aż dwa tygodnie. Wybaczcie, ale po prostu nie miałam ochoty pisać. Ktoś mnie zranił naprawdę mocno i to odbiło się trochę na mojej wenie twórczej, ale postaram się to nadrobić. Zwłaszcza teraz, gdy mam ferieee! Kto również i będzie zaglądał tutaj częściej? ;3

Następna część będzie wkrótce. Mam nadzieję, że podoba wam się to opowiadanie, bo przynajmniej wg mnie jest "inne" :)
"Change My Mind: Part 5" już się pisze praktycznie wyżej, jednak nie mogę jej skończyć z w/w powodów. ;/

Patusia. xx (@Matters_At_All)
+ następne imaginy wstawię jutro bądź pojutrze, jeśli liczba komentarzy nieznacznie się podniesie . ;*

3 komentarze:

  1. Zazwyczaj nie czytam imaginów o Larrym ale ten podoba mi się i to bardzo, chętnie przeczytam następne części.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejuuusiuuu, zakochałam się w tym! ♥

    OdpowiedzUsuń